Dźwignąłem się z
podłogi i wróciłem do łóżka. Dostałem dziwnych dreszczy. Poprawiłem sobie poduszkę i
szybko nakryłem się kołdrą. Lekarz mówił, bym dużo odpoczywał i nie wstawał z
łóżka, coś w tym jednak było, ale ja jak zwykle zrobiłem po swojemu i właśnie
takie są tego skutki.
Za oknem było
już ciemno, więc był już na pewno wieczór, jak nie noc. Głowa mnie bolała i
byłem zmęczony. Chcąc zniżyć trochę górną część łóżka, zacząłem wciskać
przypadkowe guziki mając nadzieję, że w ten sposób trafię wreszcie na ten
odpowiedni. Po kilku wstrząsach, które można nazwać próbami, wreszcie znalazłem
ten obsługujący interesującą mnie część łóżka. Położyłem się na wielkiej, mięciutkiej poduszce
i zamknąłem oczy. Mimo, że powieki same mi się zamykały i już praktycznie nie
kontaktowałem z rzeczywistością, nie mogłem usnąć i kręciłem się, zmieniając co
chwilę pozycję.
Przed oczami ciągle miałem Toma i jego zdziwione spojrzenie,
kiedy go pocałowałem. Można powiedzieć, że nasze relacje diamentralnie się teraz zmieniły. Pojęcia nie mam, jak można je teraz zdefiniować, bo odkąd posmakowałem, jak smakują jego usta, braterską więzią nazwać już tego nie można. Jak do mnie przyjedzie, koniecznie muszę z nim pogadać o
tym, czego od siebie nawzajem oczekujemy, bo trochę się pomieszało. No właśnie, czego ja
od niego oczekuję? Sam nie wiem.
Po jakiejś
godzinie udało mi się wreszcie przymknąć na moment oczy i pewnie pospałbym
dłużej gdyby nie lekarz, który właśnie wszedł do mojego pokoju i trzasnął
drzwiami tak, że się obudziłem. Nie wiem tylko, czy zrobił to celowo, czy stoi
za tym chociażby przeciąg. Otworzyłem gwałtownie oczy.
-Już nie śpisz,
synu? –spytał, dodając to swoje ,,synu’’ tak, jakby nie domyślił się, że hałas
trzaskanych drzwi mógł przerwać mój sen. W sumie, bardziej niż pytaniem,
nazwałbym to stwierdzeniem faktu.
Irytował mnie ten człowiek. Nie czekał na odpowiedź, od razu kontynuował.
–Świetnie się składa. Niedługo ktoś powinien przyjść i pobrać ci krew.
–Powiedział mężczyzna, poprawiając okulary na nosie. - Pamiętaj, by nic nie
jeść –trzeba ją pobrać na czczo.
-Dobra. Wie pan
może która godzina?
-Dochodzi
siódma. –Siódma? I budzą człowieka o takiej barbarzyńskiej godzinie?!
-A kiedy będę
mógł wrócić do domu? –dopytałem.
-Wszystko zależy
od wyników i twojego stanu zdrowia. Jeśli nie będzie w nich nic niepokojącego –dwa, trzy dni? Mniej-więcej. Nie mogę
ci dokładnie powiedzieć. Miejmy w każdym bądź razie nadzieję, że jak
najszybciej.
Zamyśliłem się.
Dwa, trzy dni? Przecież to prawie wieczność, a znając życie, czas będzie się
wtedy niemiłosiernie dłużył.
Lekarz, zanim
zniknął za drzwiami, mówił coś jeszcze, ale nie słuchałem i kiwnąłem tylko
głową na potwierdzenie jego słów. Ten uśmiechnął się tylko i opuścił
pomieszczenie.
Przyłożyłem znów
głowę do poduszki. Ledwo zdążyłem przymknąć oczy, a ktoś znowu wszedł i
trzasnął drzwiami dokładnie tak samo, jak lekarz przed chwilą i znowu robiąc
tyle hałasu, że o przespaniu się jeszcze chociaż chwilę mogłem zapomnieć.
-Kurwa! Nie da
się tych drzwi zamykać ciszej?! –zakląłem głośno z przyzwyczajenia, ale chwilę
potem przypomniałem sobie, że nie jestem przecież w domu.
-Wybacz, Bill,
ale na korytarzu otwarte jest na oścież okno i jest przeciąg –znajoma mi
sylwetka zbliżyła się do łóżka i mnie czule objęła.
-Tom!
Przyjechałeś tak wcześnie? –zdziwiłem się, że fatygował się i wstawał o tak
wczesnej porze, skoro zawsze śpi przynajmniej do południa.
-Chciałem jak
najszybciej cię zobaczyć i porozmawiać –usiadł obok mnie na łóżku.
-Też właśnie
chciałem z tobą porozmawiać, ale nie teraz –spuścił wzrok. –Zaraz ktoś
przyjdzie pobrać mi krew… Ja już nie mam siły. Tom, zmywamy się stąd –rzuciłem, a właściwie
stwierdziłem fakt, bo taki miałem plan, inna opcja nie wchodzi w grę.
-Nie doszedłbyś
pewnie do samochodu o własnych siłach –zauważył mój brat. –Poza tym, wyjdziesz
w tej piżamie i na samych skarpetkach?
-Mało mnie to w
tym momencie obchodzi, chcę tylko byś mnie stąd zabrał. –Mówiąc to, wstałem z
łóżka. Tom patrzył na mnie zdziwiony i odprowadził mnie wzrokiem aż do drzwi. –Idziesz?
-Powinienem być
teraz odpowiedzialnym starszym bratem, no ale... –urwał.
Podszedł do mnie
i, tak po prostu, wziął mnie na ręce. Musieliśmy wyglądać komicznie, zupełnie jak para
nowożeńców.
-Co ty… -przecież nie jestem kaleką, sam dałbym sobie
radę. –Postaw mnie z powrotem na ziemię. Chcę na ziemię, Tom!
-Tak będzie
szybciej.
Trudno było się
z nim nie zgodzić. Przestałem z nim walczyć i oparłem głowę o jego tors.
Tom prawie że
biegł korytarzem, niosąc mnie na rękach, że się za nim kurzyło. Było pusto,
całe szczęście. Uparł się, że po schodach też mnie zniesie i zbiegał nimi w dół, a ja ciągle podskakiwałem.
Gdy byliśmy już
przy samochodzie, postawił mnie na ziemię i zaczął szukać kluczyków.
Naprawdę,
modliłem się, by nikt mnie nie rozpoznał. Wyglądałem jak siedem i pół
nieszczęścia.
W samochodzie
postanowiłem, że porozmawiam z Tomem. Im szybciej, tym lepiej, nie ucieknie mi
teraz. Kompletnie nie wiedziałem, jak mam zacząć i co powiedzieć.
-Tom? –zacząłem.
-Hm?
-Wiesz,
chciałbym porozmawiać O NAS i przedyskutować kilka spraw, bo jest co sobie wyjaśniać i
przydałoby się to zrobić.
-Czyli? Co masz
na myśli? –uniósł brwi.
-Czego ode mnie
oczekujesz? Jak w ogóle możemy nazwać to, co nas teraz łączy?
-Nie rozumiem.
-Jezu, Tom! –nie
wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że doskonale wiedział, o co mi chodzi. –Ten
pocałunek w szpitalu… Podobało ci się, prawda?
Milczał.
-Wiem, że tak –uśmiechnąłem
się, a on widział to kątem oka. Miał farta, że prowadził i nie mogłem od niego
wymagać, by spojrzał mi w oczy.
Zapatrzyłem się
na jego dłonie na kierownicy. Co jak co, ale dłonie to on miał niesamowite, takie męskie. Zawsze mi się
podobały, lubiłem patrzeć, jak gra na gitarze. Jak jego długie palce muskały struny
gitary. Wyobraziłem sobie właśnie, że błądzą po moim ciele. Dokładnie tak, jak wtedy,
gdy uprawialiśmy pierwszy raz seks. Ale tego nie można nazwać naszym pierwszym
razem, tylko sposobem na pozbycie się koszmarów.
-Bill, nie
musisz tego robić. –Tak się zamyśliłem, że straciłem wątek naszej rozmowy.
-Czego robić?
-Nie udawaj
głupiego. Pocałowałeś mnie wczoraj, by poprawić mi humor widząc, w jakim jestem
stanie. Naprawdę, ja zrozumiem, jeśli nie czujesz tego, co ja, nie zmuszę cię
przecież do odwzajemnienia uczucia.
-Ale nie musisz
mnie do niczego zmuszać, zrobiłem to z własnej woli –sprostowałem. Położyłem
dłoń na jego udzie i przejechałem do jego wewnętrznej strony. –Przecież mnie
znasz i wiesz, że nie robię niczego, na co nie mam ochoty. Czuję do ciebie to
samo –wypaliłem bez zastanowienia, po czym ugryzłem się w język. Czy czułem?
Tamten pocałunek był kompletną spontanicznością, sam w sumie nie wiem, co ja
sobie wtedy myślałem. Mnie się w każdym bądź razie podobało. Dowodem na to są
chociażby motylki w brzuchu, które od tego czasu czuję, gdy widzę mojego brata.
Może rzeczywiście się zakochałem? Chyba, że to tylko chwilowe zauroczenie?
Westchnął, nic
więcej nie mówiąc.
Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Wpatrywałem się smętnie w widoki za szybą, jakby było tam coś wartego uwagi. Bliźniak ciągle wyglądał, jakby bił się z myślami i umysłem był
gdzieś hen daleko stąd.
Dojechaliśmy już
pod nasz dom i, zaraz po zaparkowaniu samochodu, wysiedliśmy obaj z auta.
-Nie jest ci
zimno? –spytał troskliwie Tom. No tak, dalej miałem na sobie tę szpitalną
piżamę i same skarpetki, które nie były jakieś super ciepłe.
-Trochę, ale dam
radę. –Powiedziałem.
Bliźniak
zlustrował całą moją sylwetkę przez chwilę wzrokiem, po czym spojrzał w oczy i
znów wziął na ręce, a ja zacząłem się desperacko śmiać.
-No co, jeszcze
by tylko brakowało, byś się mi tu przeziębił –stwierdził. W sumie racja. Ostatnie, czego bym teraz chciał, to leżeć znów w łóżku.
Ruszył w
kierunku drzwi wejściowych. Tom lekko mną podrzucił, jakbym był jakimś ciastem do
pizzy. Czy on chce mnie sprowadzić na zawał?
-Aaaa! –wyrwało
mi się, przestraszył mnie tym nagłym ruchem.
-Co krzyczysz?
–spytał, śmiejąc się. Droczył się ze mną, to było całkiem słodkie.
-Dość tych
wstrząsów –uderzyłem go lekko w głowę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Zatrzymaliśmy
się przed drzwiami. Nie miałem kluczy, a Tom nie miał jak ich poszukać, bo ani
myślał mnie postawić na ziemi.
-Poszukasz? W
którejś kieszeni są –poprosił, mając na myśli klucze.
-Jasne –mówiąc
to, niby przez przypadek dotknąłem ręką jego krocza, próbując wybadać położenie
jednej z kieszeni, po chwili do niej sięgając. Nie sięgałem tam wzrokiem, więc
jedynie po kształcie mogłem domyślić się, co to za przedmiot. Wybadałem
telefon, paczkę papierosów, ale kluczy brak. Przejeżdżając znów przez krocze i
uda, dotarłem do drugiej kieszeni, z której wyciągnąłem po chwili pęk kluczy.
Odszukując właściwy, wyciągnąłem rękę by trafić do zamka w drzwiach. Otworzyłem
je.
Brat wszedł do
środka i, nie puszczając mnie, poszedł ze mną na rękach na górę po schodach.
-Tom, co robisz? Dokąd mnie niesiesz?
-Zaraz zobaczysz –odparł
tajemniczo.
Pewnie jakąś niespodziankę uszykował dla niego w pokoju. Tom czuje się winny, więc chce Billowi to wynagrodzić. Ale kto by pomyślał, że jeden pocałunek tak wiele może zmienić. Rozmowa to ich czeka z całą pewnością, tylko nie wiem czy najpierw nie zrobią czegoś innego, tylko teraz tak jak powinni byli to zrobić za pierwszym razem. :) Super odcinek. Mam nadzieję, że Billowi ta ucieczka ze szpitala nie zaszkodzi.
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na kolejny odcinek. Buziaczki.
No boskie! Po prostu nic dodać, nic ująć. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
~GlamKinia~ <333