poniedziałek, 25 maja 2015

12. Mogę Cię zapewnić

Dźwignąłem się z podłogi i wróciłem do łóżka. Dostałem dziwnych dreszczy. Poprawiłem sobie poduszkę i szybko nakryłem się kołdrą. Lekarz mówił, bym dużo odpoczywał i nie wstawał z łóżka, coś w tym jednak było, ale ja jak zwykle zrobiłem po swojemu i właśnie takie są tego skutki.
Za oknem było już ciemno, więc był już na pewno wieczór, jak nie noc. Głowa mnie bolała i byłem zmęczony. Chcąc zniżyć trochę górną część łóżka, zacząłem wciskać przypadkowe guziki mając nadzieję, że w ten sposób trafię wreszcie na ten odpowiedni. Po kilku wstrząsach, które można nazwać próbami, wreszcie znalazłem ten obsługujący interesującą mnie część łóżka. Położyłem się na wielkiej, mięciutkiej poduszce i zamknąłem oczy. Mimo, że powieki same mi się zamykały i już praktycznie nie kontaktowałem z rzeczywistością, nie mogłem usnąć i kręciłem się, zmieniając co chwilę pozycję. 
Przed oczami ciągle miałem Toma i jego zdziwione spojrzenie, kiedy go pocałowałem. Można powiedzieć, że nasze relacje diamentralnie się teraz zmieniły. Pojęcia nie mam, jak można je teraz zdefiniować, bo odkąd posmakowałem, jak smakują jego usta, braterską więzią nazwać już tego nie można. Jak do mnie przyjedzie, koniecznie muszę z nim pogadać o tym, czego od siebie nawzajem oczekujemy, bo trochę się pomieszało. No właśnie, czego ja od niego oczekuję? Sam nie wiem.
Po jakiejś godzinie udało mi się wreszcie przymknąć na moment oczy i pewnie pospałbym dłużej gdyby nie lekarz, który właśnie wszedł do mojego pokoju i trzasnął drzwiami tak, że się obudziłem. Nie wiem tylko, czy zrobił to celowo, czy stoi za tym chociażby przeciąg. Otworzyłem gwałtownie oczy.
-Już nie śpisz, synu? –spytał, dodając to swoje ,,synu’’ tak, jakby nie domyślił się, że hałas trzaskanych drzwi mógł przerwać mój sen. W sumie, bardziej niż pytaniem, nazwałbym to  stwierdzeniem faktu. Irytował mnie ten człowiek. Nie czekał na odpowiedź, od razu kontynuował. –Świetnie się składa. Niedługo ktoś powinien przyjść i pobrać ci krew. –Powiedział mężczyzna, poprawiając okulary na nosie. - Pamiętaj, by nic nie jeść –trzeba ją pobrać na czczo.
-Dobra. Wie pan może która godzina?
-Dochodzi siódma. –Siódma? I budzą człowieka o takiej barbarzyńskiej godzinie?!
-A kiedy będę mógł wrócić do domu? –dopytałem.
-Wszystko zależy od wyników i twojego stanu zdrowia. Jeśli nie będzie w nich nic niepokojącego –dwa, trzy dni? Mniej-więcej. Nie mogę ci dokładnie powiedzieć. Miejmy w każdym bądź razie nadzieję, że jak najszybciej.
Zamyśliłem się. Dwa, trzy dni? Przecież to prawie wieczność, a znając życie, czas będzie się wtedy niemiłosiernie dłużył.
Lekarz, zanim zniknął za drzwiami, mówił coś jeszcze, ale nie słuchałem i kiwnąłem tylko głową na potwierdzenie jego słów. Ten uśmiechnął się tylko i opuścił pomieszczenie.
Przyłożyłem znów głowę do poduszki. Ledwo zdążyłem przymknąć oczy, a ktoś znowu wszedł i trzasnął drzwiami dokładnie tak samo, jak lekarz przed chwilą i znowu robiąc tyle hałasu, że o przespaniu się jeszcze chociaż chwilę mogłem zapomnieć.
-Kurwa! Nie da się tych drzwi zamykać ciszej?! –zakląłem głośno z przyzwyczajenia, ale chwilę potem przypomniałem sobie, że nie jestem przecież w domu.
-Wybacz, Bill, ale na korytarzu otwarte jest na oścież okno i jest przeciąg –znajoma mi sylwetka zbliżyła się do łóżka i mnie czule objęła.
-Tom! Przyjechałeś tak wcześnie? –zdziwiłem się, że fatygował się i wstawał o tak wczesnej porze, skoro zawsze śpi przynajmniej do południa.
-Chciałem jak najszybciej cię zobaczyć i porozmawiać –usiadł obok mnie na łóżku.  
-Też właśnie chciałem z tobą porozmawiać, ale nie teraz –spuścił wzrok. –Zaraz ktoś przyjdzie pobrać mi krew… Ja już nie mam siły. Tom, zmywamy się stąd –rzuciłem, a właściwie stwierdziłem fakt, bo taki miałem plan, inna opcja nie wchodzi w grę.
-Nie doszedłbyś pewnie do samochodu o własnych siłach –zauważył mój brat. –Poza tym, wyjdziesz w tej piżamie i na samych skarpetkach?  
-Mało mnie to w tym momencie obchodzi, chcę tylko byś mnie stąd zabrał. –Mówiąc to, wstałem z łóżka. Tom patrzył na mnie zdziwiony i odprowadził mnie wzrokiem aż do drzwi. –Idziesz?
-Powinienem być teraz odpowiedzialnym starszym bratem, no ale... –urwał.
Podszedł do mnie i, tak po prostu, wziął mnie na ręce. Musieliśmy wyglądać komicznie, zupełnie jak para nowożeńców. 
-Co ty…  -przecież nie jestem kaleką, sam dałbym sobie radę. –Postaw mnie z powrotem na ziemię. Chcę na ziemię, Tom!
-Tak będzie szybciej.
Trudno było się z nim nie zgodzić. Przestałem z nim walczyć i oparłem głowę o jego tors.
Tom prawie że biegł korytarzem, niosąc mnie na rękach, że się za nim kurzyło. Było pusto, całe szczęście. Uparł się, że po schodach też mnie zniesie i zbiegał nimi w dół, a ja ciągle podskakiwałem.
Gdy byliśmy już przy samochodzie, postawił mnie na ziemię i zaczął szukać kluczyków.
Naprawdę, modliłem się, by nikt mnie nie rozpoznał. Wyglądałem jak siedem i pół nieszczęścia.
W samochodzie postanowiłem, że porozmawiam z Tomem. Im szybciej, tym lepiej, nie ucieknie mi teraz. Kompletnie nie wiedziałem, jak mam zacząć i co powiedzieć.
-Tom? –zacząłem.
-Hm?
-Wiesz, chciałbym porozmawiać O NAS i przedyskutować kilka spraw, bo jest co sobie wyjaśniać i przydałoby się to zrobić.
-Czyli? Co masz na myśli? –uniósł brwi.
-Czego ode mnie oczekujesz? Jak w ogóle możemy nazwać to, co nas teraz łączy?
-Nie rozumiem.
-Jezu, Tom! –nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że doskonale wiedział, o co mi chodzi. –Ten pocałunek w szpitalu… Podobało ci się, prawda?
Milczał.
-Wiem, że tak –uśmiechnąłem się, a on widział to kątem oka. Miał farta, że prowadził i nie mogłem od niego wymagać, by spojrzał mi w oczy.
Zapatrzyłem się na jego dłonie na kierownicy. Co jak co, ale dłonie to on miał niesamowite, takie męskie. Zawsze mi się podobały, lubiłem patrzeć, jak gra na gitarze. Jak jego długie palce muskały struny gitary. Wyobraziłem sobie właśnie, że błądzą po moim ciele. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy uprawialiśmy pierwszy raz seks. Ale tego nie można nazwać naszym pierwszym razem, tylko sposobem na pozbycie się koszmarów.  
-Bill, nie musisz tego robić. –Tak się zamyśliłem, że straciłem wątek naszej rozmowy.
-Czego robić?
-Nie udawaj głupiego. Pocałowałeś mnie wczoraj, by poprawić mi humor widząc, w jakim jestem stanie. Naprawdę, ja zrozumiem, jeśli nie czujesz tego, co ja, nie zmuszę cię przecież do odwzajemnienia uczucia.
-Ale nie musisz mnie do niczego zmuszać, zrobiłem to z własnej woli –sprostowałem. Położyłem dłoń na jego udzie i przejechałem do jego wewnętrznej strony. –Przecież mnie znasz i wiesz, że nie robię niczego, na co nie mam ochoty. Czuję do ciebie to samo –wypaliłem bez zastanowienia, po czym ugryzłem się w język. Czy czułem? Tamten pocałunek był kompletną spontanicznością, sam w sumie nie wiem, co ja sobie wtedy myślałem. Mnie się w każdym bądź razie podobało. Dowodem na to są chociażby motylki w brzuchu, które od tego czasu czuję, gdy widzę mojego brata. Może rzeczywiście się zakochałem? Chyba, że to tylko chwilowe zauroczenie?
Westchnął, nic więcej nie mówiąc. 
Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Wpatrywałem się smętnie w widoki za szybą, jakby było tam coś wartego uwagi. Bliźniak ciągle wyglądał, jakby bił się z myślami i umysłem był gdzieś hen daleko stąd.
Dojechaliśmy już pod nasz dom i, zaraz po zaparkowaniu samochodu, wysiedliśmy obaj z auta.
-Nie jest ci zimno? –spytał troskliwie Tom. No tak, dalej miałem na sobie tę szpitalną piżamę i same skarpetki, które nie były jakieś super ciepłe.
-Trochę, ale dam radę. –Powiedziałem.
Bliźniak zlustrował całą moją sylwetkę przez chwilę wzrokiem, po czym spojrzał w oczy i znów wziął na ręce, a ja zacząłem się desperacko śmiać.
-No co, jeszcze by tylko brakowało, byś się mi tu przeziębił –stwierdził. W sumie racja. Ostatnie, czego bym teraz chciał, to leżeć znów w łóżku. 
Ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Tom lekko mną podrzucił, jakbym był jakimś ciastem do pizzy. Czy on chce mnie sprowadzić na zawał?
-Aaaa! –wyrwało mi się, przestraszył mnie tym nagłym ruchem.
-Co krzyczysz? –spytał, śmiejąc się. Droczył się ze mną, to było całkiem słodkie.
-Dość tych wstrząsów –uderzyłem go lekko w głowę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Nie miałem kluczy, a Tom nie miał jak ich poszukać, bo ani myślał mnie postawić na ziemi.
-Poszukasz? W którejś kieszeni są –poprosił, mając na myśli klucze.
-Jasne –mówiąc to, niby przez przypadek dotknąłem ręką jego krocza, próbując wybadać położenie jednej z kieszeni, po chwili do niej sięgając. Nie sięgałem tam wzrokiem, więc jedynie po kształcie mogłem domyślić się, co to za przedmiot. Wybadałem telefon, paczkę papierosów, ale kluczy brak. Przejeżdżając znów przez krocze i uda, dotarłem do drugiej kieszeni, z której wyciągnąłem po chwili pęk kluczy. Odszukując właściwy, wyciągnąłem rękę by trafić do zamka w drzwiach. Otworzyłem je.
Brat wszedł do środka i, nie puszczając mnie, poszedł ze mną na rękach na górę po schodach.
-Tom, co robisz? Dokąd mnie niesiesz?

-Zaraz zobaczysz –odparł tajemniczo.


2 komentarze:

  1. Pewnie jakąś niespodziankę uszykował dla niego w pokoju. Tom czuje się winny, więc chce Billowi to wynagrodzić. Ale kto by pomyślał, że jeden pocałunek tak wiele może zmienić. Rozmowa to ich czeka z całą pewnością, tylko nie wiem czy najpierw nie zrobią czegoś innego, tylko teraz tak jak powinni byli to zrobić za pierwszym razem. :) Super odcinek. Mam nadzieję, że Billowi ta ucieczka ze szpitala nie zaszkodzi.
    No nic, czekam na kolejny odcinek. Buziaczki.

    OdpowiedzUsuń
  2. No boskie! Po prostu nic dodać, nic ująć. :D
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    ~GlamKinia~ <333

    OdpowiedzUsuń