Kilka kolejnych dni
niczym szczególnym się od siebie nie różniło, poza tym, że jednego ranka dzwonił Jost z informacją, że chciałby powoli zacząć obgadywać trasę
koncertową, która zbliżała się wielkimi krokami. Co prawda było jeszcze dość
sporo czasu, bo dopiero co wydaliśmy płytę i manager chciał dać nam trochę
odpocząć, bo w końcu odwaliliśmy kawał dobrej roboty, ale lepiej teraz na spokojnie,
niż później robić wszystko na wariata. Powiedział, że da jeszcze znać, jeśli
chodzi o dokładny dzień.
Nadszedł dzień sądu
ostatecznego. Środa.
Sam już nie
wiedziałem, z jakim nastawieniem do tego wszystkiego mam podchodzić, bo z
jednej strony błagałem codziennie w myślach, by ten dzień nigdy nie nadszedł, a
z drugiej chciałem mieć to już wszystko za sobą i więcej nie zakrzątać sobie
niepotrzebnie głowy.
Już od rana cały
byłem zestresowany. Brat skoro świt pojechał do Andreasa, gdyż ten już jakiś
czas temu poprosił go o pomoc z samochodem, bo co jak co, ale Tom się na tym
znał. Mówił, że wróci po południu.
No tak, zabrał
samochód i zmuszony byłem dzwonić po ochroniarza, by zawiózł i odebrał mnie z
kliniki. Później miałem jeszcze w planach odwiedzenie fryzjera i ogarnięcie w
końcu tego, co mam na głowie. Jestem takim typem osoby, że muszę się zmieniać.
Nie potrafiłbym codziennie wstawać i każdego dnia widzieć w lustrze dokładnie
to samo. Nie miałem jeszcze żadnej koncepcji, ale w końcu od czego jest Natalie?
Umówiłem się z nią na miejscu.
Właśnie o tym
myślałem idąc długim korytarzem w kierunku umówionego miejsca w klinice.
-Dzień dobry
–powitała mnie kobieta pracująca w recepcji. –Nazwisko?
-Kaulitz
–odpowiedziałem prawie szepcząc. Było trochę ludzi, a ja nie chciałem bez
potrzeby się narażać.
-Dobrze, już
sprawdzam. Proszę chwilę poczekać. –Odparła i zaczęła przeszukiwać jakieś
dokumenty.
Ja w tym czasie
rozejrzałem się po korytarzu.
Niedaleko, obok
jakiegoś lekarza szła dziewczyna. Ta sama, z którą miałem ,,przyjemność’’
chwilę porozmawiać jakiś czas temu.
,,Wiesz, im bardziej będziesz starać się
udowodnić, że masz rację, tym na bardziej obłąkanego wyjdziesz. A wiesz
dlaczego? Bo jesteś wariatem.’’
Przypomniałem sobie
te słowa, ale wczesniej jakoś się nad nimi dłużej nie zastanawiałem. Skąd ona może w
ogóle wiedzieć, co czuję?
Dziewczyna mnie nie
widziała. Jej pusty wzrok wlepiony był gdzieś w dal. Jednak pierwsze, co
rzuciło mi się w oczy to jej dolna warga, jeszcze bardziej zmasakrowana,
wręcz rozwalona. Łuk brwiowy był zasłonięty jakimś plastrem, którego wcześniej
również nie miała. Nawet nie chciałem wiedzieć, co jej się stało. Biedna.
Recepcjonistka
zwróciła się do mnie.
-Pokój 56, drugie
piętro.
-Dziękuję. Jak
nazywa się ta dziewczyna? –pokazałem na nieznajomą. –Ta, co tam idzie po
schodach.
Kobieta wychyliła
się udając zainteresowanie.
-Przykro mi, nie
wolno udzielać mi informacji o pacjentach, jeśli nie jest pan z rodziny.
-Dobra. Dziękuję –rzuciłem
chłodno i ruszyłem w kierunku pokoju.
Byłem już spóźniony,
jak zwykle. Nic nowego.
Wparowałem do
pomieszczenia już nawet nie pukając. Psycholożka siedziała przy swoim biurku i
aż podskoczyła na krześle na huk zamykających się drzwi.
Zaczęło się od
standardowych pytań –jak się czuję, co się u mnie działo przez ten czas.
Dowiedziała się już,
że nie chodziłem przez jakiś czas na spotkania.
-Mogę się o coś pani
spytać?
-Oczywiście, Bill.
Jestem tu po to, by ci pomóc.
-Zna pani imię
dziewczyny, która też często tu przychodzi? Włosy za ramiona koloru ciemny
brąz, ciemne oczy, przeraźliwie blada cera, rozcięta warga i łuk brwiowy…
-Chodzi ci o Cloe?
Tak, kiedyś spotykałam się z nią. Dużo przeżyła jak na szesnastolatkę, obecnie
przebywa w izolatce.
Aż uniosłem brwi. Ciekawiła mnie ta dziewczyna, sam nie wiem czemu, ale i przerażała zarazem. W
izolatce?
-Co takiego się
stało?
-Ma podobny problem
co ty, tylko może mniej poważny, jednak nie umie sobie z nim poradzić. Nękają
ją koszmary o byłym chłopaku, który się nad nią znęcał i ponoć nawet nie jeden raz
zgwałcił. Stąd te blizny i rozcięcia. Jednakże dziewczyna też jest bardzo
agresywna. Kilkukrotnie zdarzało się, że było koniecznie podanie jej środków uspokajających.
Jej rodzice nie żyją.
Szkoda mi jej było i
mówi to ktoś, kto z reguły ma gdzieś innych. Naprawdę, szesnaście lat i takie
przykre doświadczenia... Chciałem jej jakoś pomóc, ale za cholerę nie wiedziałem
jak.
-A jak tam twoje
koszmary? –spytała, zmieniając równocześnie temat. Wyjęła jakiś zeszyt i
zaczęła coś w nim pisać.
-Nie mam ich już –odparłem.
–Ta zastępczyni mi pomogła.
-Tak? Co ci
doradziła? –pytała, w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od swoich notatek.
W tym momencie
miałem ochotę uderzyć się w czoło. Chyba powiedziałem ciut za dużo. No ale co
teraz, mam kłamać? Trudno. I tak kończę terapię.
-Poradziła, że mam
zmierzyć się z tymi snami.
Kobieta natychmiast
przestała pisać i uniosła wzrok.
-Bill, chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że przespałeś się ze swoim bratem?
Nie odpowiedziałem. Po
prostu wlepiałem wzrok w podłogę, jakby było na niej coś niezwykle
interesującego.
-Wiesz, jakie to
może nieść ze sobą konsekwencje? –kontynuowała.
-Oczywiście, że
wiem. Przecież zrobiłem to z własnej woli. Tom chciał mi pomóc i zgodził się zrobić to ze mną. –Odezwałem się wreszcie.
-To może zniszczyć
waszą więź, wasze dotychczasowe relacje. Przecież jesteście rodziną. Braćmi, w
dodatku bliźniakami. Robiliście to tylko raz?
-Nie –pokręciłem głową.
-Bill, powinniście
oswoić się z tą sytuacją i dać sobie nawzajem czas. To w końcu ogromne
poświęcenie i…
-A może ja to lubię?
Może lubię pieprzyć się ze swoim bratem?! –uniosłem głos.
-Bill, uwierz mi. To
nie ma sensu, ta ,,miłość’’ nie ma przyszłości.
-Wie pani, jakie to
uczucie płonąć od środka? Ogień, który wypala po kolei wszystkie moje organy.
Otóż ta miłość ma przyszłość, nich mi pani uwierzy, wiem co robię –wstałem z
kanapy. –A, i chciałem jeszcze dodać, że dziękuję za terapię, bo uważam ją za
zakończoną. Nie musi pani oddawać reszty wpłaconej na konto za trzy miesiące.
Do widzenia –rzuciłem i po prostu wyszedłem za drzwi.
Ostatnia wizyta też
się tak skończyła, no ale co. Już i tak tu nigdy nie wrócę.
Wypatrzyłem na
parkingu samochód Sakiego i podążyłem w tamtą stronę. Zapukałem w szybę
delikatnie.
-Już? –spytał ochroniarz.
–To wsiadaj.
-Pamiętasz, co
ustalaliśmy wcześniej?
-Tak, kierunek fryzjer.
-No, tak ma być.
Zgodnie z umową,
ochroniarz zawiózł mnie pod najlepszy i zarazem najdroższy salon fryzjerski w
okolicy, pod którym obiecała już czekać na mnie Natalie. I nie zawiodłem się na
niej.
Dosłownie wyskoczyłem
z auta i szybkim krokiem podążyłem w jej stronę.
-To co, gotów na
zmianę? –spytała i uśmiechnęła się promiennie.
-Stresujesz mnie –zaśmiałem
się. –Gotów.
-To idziemy.
Nie wiem, ile tam
siedziałem i w sumie mało to było istotne, w końcu liczył się efekt końcowy.
Skończyło się na
tym, że pozbyłem się dredloków. Fryzjerka podcięła mi włosy i wspólnie z
Natalie wpadliśmy na pomysł by zobaczyć, jak będę wyglądał z czarnym irokezem.
To był strzał w dziesiątkę, od razu mi się spodobało, zresztą nie tylko mi.
Po skończonej
robocie nie mogłem przestać przeglądać się w lustrze. Trochę będzie zabawy z
układaniem, kiedy będę chciał gdzieś wyjść, ale opłaca się. Bardzo byłem
ciekaw, co Tom powie o tej zmianie. Specjalnie nic nie mówiłem, by zrobić mu
niespodziankę.
-Serio, pasuje ci –podsumowała
jeszcze raz Natalie.
-Nie powiem, kto mi
pomógł wybierać.
-Oj tam. Ale cieszę
się, że ci się podoba.
Pożegnaliśmy się i
ruszyłem już sam w kierunku auta ochroniarza. Trochę musiało zejść w tym
salonie…
-Dobrze ci z tym
irokezem –stwierdził od razu Saki. –Bo to irokez, prawda?
-Tak, dzięki. Też mi
się podoba.
-To co, do domu?
-Tak. Jak zaraz nie wypiję kawy, to się chyba okocę.