Godzina za
dziesięć dziewiętnasta, a ja latałem po domu tam i z powrotem, co chwilę spoglądając nerwowo na zegar. Odnosiłem wrażenie, że połowę czasu marnowałem właśnie na sprawdzanie godziny, ale nie było już czasu na myślenie. Za 10 minut miał przyjechać po mnie Georg,
mieliśmy jechać razem na tę imprezę. Pomyślałem, że może rzeczywiście jest to
jakiś sposób na pozbycie się zmartwień, bo Tom, tak czy siak, na razie nie
wróci. Nie wróci, a niedługo czeka nas trasa koncertowa, w końcu wydaliśmy
niedawno płytę. Próbowałem kilka razy dzwonić pod jego numer. Widocznie przewidział, że
będę do niego telefonować mimo, że prosił abym tego nie robił i z premedytacją wyłączył
telefon. Chciałbym dowiedzieć się chociaż, czy wszystko u niego w porządku i
czy się jakoś trzyma, w przeciwieństwie do mnie.
W klubach każdy
jest podpity w większym lub mniejszym stopniu, w dodatku nie idę sam, bo będzie
tam z nami trochę znajomych, więc o atak natarczywych fanów nie musiałem się
martwić. A ja, bynajmniej, nie miałem ochoty na ubieranie się w stare łachy i
ukrywanie pod czapkami i okularami, więc tego wieczoru nie oszczędzałem sobie
kredki i cieni do powiek. Czerń, jak zawsze, dominowała najbardziej, to w niej
czułem się w stu procentach sobą. Szczerze mówiąc, to dredloki zaczęły mnie z
lekka nudzić, trzeba pomyśleć nad nową fryzurą, ale teraz, chwilę przed
wyjściem, nie na to pora. No właśnie.
Zszedłem na dół
by zobaczyć, czy samochód Georga stoi już pod domem, ale było pusto. Wyszedłem
mimo to na zewnątrz i czekałem, zdążyłem nawet szybko zapalić. Znajome mi auto
podjechało po chwili, zatrzymując się metr ode mnie.
-Wow, chyba
pierwszy raz jestem przed tobą, co wygrałem? –zażartował Geo. –Wsiadaj.
-Do jakiego
klubu jedziemy? –spytałem, kiedy wsiadałem do samochodu.
-W samym centrum
Hamburga. Ale spokojnie, nie musimy martwić się o fanów, w klubie każdy jest…
-Tak, tak, wiem.
Chciałem tylko spytać, dokąd mnie zabierasz –przerwałem mu.
-Spoko. Gus i
cała reszta będą czekać na miejscu –dodał jeszcze.
Po około 20
minutach drogi, zajechaliśmy na jakiś parking.
-To tu?
-No. Chodź,
idziemy –ponaglił i wysiedliśmy.
Aż przypomniały
mi się czasy, gdy razem z Tomem imprezowaliśmy w klubach, a później zaciągaliśmy
jakieś dziewczyny do pokoi hotelowych, kiedy weszliśmy do środka. Nie wiem, czy
,,zaciągać’’ to odpowiednie słowo, bo one same się pchały, nie musieliśmy ich
do niczego namawiać ani robić niczego wbrew czyjejkolwiek woli.
Muzyka głośno
grała, pełno ludzi bawiło się i tańczyło . Było sporo kanap ze stolikami,
prawie wszystkie pozajmowane. Piękne, skąpo ubrane, tańczące kobiety też były.
Wszystko było. Wszystko, czego dusza zapragnie. W kącie całowały się jakieś
dwie dziewczyny. Kiedy przechodziliśmy obok, jedna obdarzyła mnie dość
prowokacyjnym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się i uniosłem brew.
-To teraz musimy znaleźć nasze towarzystwo –podrapałem się po głowie. Nie wiem jak Geo, ale
ja nikogo znajomego tu nie widziałem.
-O, tam są!
Chodź –zauważył mój towarzysz.
Pociągnął mnie w
stronę jednego z wielu stolików. Im bliżej byliśmy, tym wyraźniej mogłem dostrzec Gusa
i grupę jakichś ludzi, ale żadna twarz nic mi nie mówiła.
-Georg! Bill!
Jak dobrze was tu widzieć –wstała i podeszła do nas jakaś, nie powiem, że nie,
bo ładna szatynka i przytuliła się na przywitanie do nas obu. Miała typową
słowiańską urodę i chyba rosyjski akcent, więc pewne, że nie była stuprocentową
Niemką.
-Jak tam,
chłopaki? –podeszło kilka innych osób i zrobiło to samo.
Dziwnie się
trochę czułem, bo nie znałem praktycznie nikogo oprócz Georga, czego nie można
powiedzieć o tych ludziach, bo zachowywali się jakby znali mnie od lat. No tak,
każdy mnie zna chociażby z telewizji, przypomniałem sobie. Po chwili zauważyłem
Gustava, sączącego piwo.
-Hej Gus –podszedłem i przysiadłem się obok
niego.
-Hej, gdzie Tom?
-Nie pojechał z
nami. Opowiem ci kiedy indziej –nie chciało mi się teraz o nim mówić, w końcu
przyszedłem tu, by zapomnieć o tym, co się stało.
-Okej –odparł krótko. Widocznie
nie chciał w to wnikać, ale to nawet lepiej.
-Ludzie –zabrał
głos jakiś chłopak, którego również nie znałem. –Chce ktoś coś do picia? Bo
właśnie idę do baru.
-Piwo mi weź
–odparłem.
-Mi w sumie
możesz też, bo to już dokańczam –dodał Gus.
-Okej, to piwo
razy sześć? Zaraz wracam –i udał się w kierunku baru, flirtując po chwili z
barmanką. Ja w tym czasie, pogadałem chwilę z kilkoma ludźmi. Denis, bo
dowiedziałem się, że właśnie tak miał na imię, wrócił z naszymi napojami.
Zaczęliśmy je pić, jedno po drugim, chociaż w sumie sam już nie wiem, ile ich
było. Chociaż, to nie tylko piwo piliśmy. Czułem, że z każdą chwilą rozluźniam
się coraz bardziej.
Podeszła do nas
ta sama, prawdopodobnie Rosjanka, co na początku.
-Bill,
poszedłbyś ze mną gdzieś na chwilę? –spytała niby niewinnie, nachylając się
tak, że było jej widać wszystko, co miał zakryć dekolt, głęboki zresztą.
Mimowolnie wzrok spadł mi właśnie w tamto miejsce. No co, też jestem chłopakiem
i też lubię zawiesić oko na cyckach. A walory miała niezłe, nie powiem. Tyłek
zresztą też. Pewnie była tego świadoma i nie bez powodu ubrała taką kusą
spódniczkę, ledwo zasłaniającą to i tamto.
-Ja-jasne –wypaliłem. Sam
już nie wiedziałem, co mówię i nie miałem pojęcia, dlaczego zgodziłem się za
nią pójść. Poprowadziła mnie gdzieś przez ciemny korytarz, z dala od tańczącego
tłumu i przytuliła się znowu do mnie, szepcząc do ucha.
-Pamiętasz mnie?
–zaczęła przyciskać się do mnie tak mocno, że ledwo mogłem złapać oddech.
-Jakoś cię nie
kojarzę –poważnie, wydawało mi się, że pierwszy raz na oczy ją widzę.
-Ta pamiętna noc
w hotelu… Naprawdę nic nie pamiętasz? To
może ci przypomnę… –z tymi słowami, zaczęła się zabierać za odpinanie mi rozporka
i podciąganie koszuli do góry. Złapałem ją za nadgarstek i zatrzymałem.
-To była tylko jednorazowa przygoda i nie licz
na nic więcej –sprostowałem i zostawiłem ją tam, odchodząc z zamiarem wrócenia
do stołu. Słyszałem, jak coś tam jeszcze mówiła i chyba klęła po rosyjsku, ale
żadne słowa już do mnie praktycznie nie docierały.
-Bill, masz
rozpięty rozporek –zauważył Denis, kiedy stałem przed stołem. Siedziało już
przy nim tylko kilka osób. Kompletnie zdążyłem już zapomnieć o tym, że ktoś mi
go przed chwilą rozpiął i nie zdążyłem zapiąć z powrotem.
-Dzięki.
-Nono, Denis,
gdzie ty się patrzysz temu Billowi? –zagwizdał jeden ze znajomych.
-Spieprzaj,
zwróciłem mu tylko uwagę. Ej Bill, ty wolisz chłopców?
-Nie jestem
gejem –rozwiałem wątpliwości.
-No, Bill to
równy gość. Dziewczynę nie raz i nie dwa za to czy tamto złapał, podobno nie
narzekały –odezwał się wreszcie Geo, którego wzrok pobiegł po chwili w głąb
klubu. –Wybaczcie, muszę was opuścić –i poszedł w stronę parkietu, na którym
kilka dziewczyn eksponowało swoje ciała tańcząc, a zaraz potem do nich dołączył.
-Dobra, zostawiamy
to –zakończył temat Denis. –Ludzie, mam towar! -mówiąc to, wyłożył na stół kilka
woreczków z białym proszkiem. To była kokaina.
Nie myślałem już
trzeźwo, nie martwiłem się tym, że miałem skończyć z narkotykami.
Denis wysypał zawartość woreczków na stół i zaczął formować proszek w kilka podłużnych
linii, używając do tego karty kredytowej. Aż zaświeciły mi się oczy. Gustav
chyba to zauważył.
-Chyba nie
zamierzasz znów ćpać? Miałeś z tym skończyć, pamiętasz? –spytał dość poważnym
głosem Gus. -Obiecałeś to nam, obiecałeś to Tomowi!
-Spokojnie,
mamo… Jestem już duży… -memlałem językiem. Położyłem mu dłoń na ramieniu i szczerzyłem się nie
wiadomo z czego.
-I po co było
tyle chlać?! Przecież ty ledwo kontaktujesz! Nie weźmiesz tego, nie wiadomo jak
może się to dla ciebie skończyć po tym wszystkim! –wydarł się na mnie i zabrał
moją rękę z jego ramienia.
-Nie wezmę? To
patrz.
Mówiąc to, zwinąłem
100 euro, które miałem w kieszeni w
rulon, nachyliłem się nad wydzieloną, niemałą działką i zacząłem wciągać
narkotyk wzdłuż linii. Wyprostowałem się z zamiarem spojrzenia na Gusa, ale ten
gdzieś zniknął. Nie wiem co mi odwaliło, ale zacząłem żałować tego, co
zrobiłem, nawet będąc tak spity. Pojęcia nie mam, co chciałem przez to
udowodnić. Zresztą, było już za późno, by coś odkręcić.
Po chwili, moje
wcześniejsze słowa poszły jakby w niepamięć. Poczułem, jak narkotyk rozchodzi
się po całym moim ciele. Odzyskałem nagle humor. Chciało mi się śmiać, nie wiem
nawet z czego. Siedziałem tam i idiotycznie się śmiałem.
Łypnąłem znów na
stół i chwilę wpatrywałem się tępo na kolejną linię z białego proszku.
Nachyliłem się ponownie, wciągając kolejną działkę. Teraz to w ogóle czułem się
wspaniale. Wszystkie smutki i zmartwienia poszły w zapomnienie. Wkroczyłem
ponownie do świata, w którym nie istnieją żadne negatywne emocje i uczucia.
Świata, w którym wszystko jest kolorowe, jak w jakiejś bajce. Tak długo
mnie tam nie było…
Podparłem głowę
ręką. Na blat stołu zaczęła kapać krew. Odsunąłem się od niego zdezorientowany
i przetarłem dłonią nos. Przestraszyłem się trochę, kiedy ujrzałem krew na
palcach. Dopiero dotarło do mnie, że widocznie krwawi mi odzwyczajona od
wciągania śluzówka nosa. Zignorowałem to, ale czy słusznie? Nie wiem. Nie byłem
w stanie spojrzeć na to racjonalnie.
-Kurde, Bill… Ty
to jesteś mocny –rzuciła Vivienne, jedna z dziewczyn.
-On już kiedyś
ćpał –wtrącił się William.
-Poważnie? O ja
pierdolę, ty, patrz jakie ma rozszerzone źrenice.
Ignorując tę
dwójkę, wstałem od stołu i chwiejnym krokiem poszedłem w stronę korytarza.
Szedłem nim, sam w sumie nie wiem ile i w jakim celu. Zdążyłem się nawet
uderzyć kilka razy o ścianę. Kolorowe, co chwilę zmieniające się światła
oświetlały moją twarz, rażąc niemiłosiernie w oczy tak, że musiałem je mrużyć.
Mijałem jakichś ludzi, których widziałem prawie że przez mgłę. Szedłem tym
długim korytarzem, wydawałem się taki lekki, jakbym chodził po chmurach. Przed
oczami miałem już wszystkie kolory tęczy i różnorakie kształty, których nawet
nie potrafiłem określić.
Niespodziewanie,
moje nogi zrobiły się jak z waty, nie byłem w stanie ich dłużej kontrolować.
Zdążyłem zrobić jeszcze kilka kroków, kiedy zrobiło mi się strasznie gorąco i
ciemno przed oczami.
Upadłem jak długi
na ziemię.
Przepraszam, Tom. Przepraszam, że zawiodłem...
Boże, mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Chociaż gdyby wylądował w szpitalu i Tom by się dowiedział, to może w końcu porozmawiali by ze sobą szczerze. Ja rozumiem, że dla Toma to nie była komfortowa sytuacja, posuwać własnego brata i z całą pewnością gryzie go sumienie, ale czy do niego nie dociera, że Bill poświecił się o wiele bardziej? No mam ochotę natłuc po głowie Tomowi, że hej. Jezu, martwię się teraz i nie mogę doczekać się na kolejny odcinek. Buziaczki kochana :*
OdpowiedzUsuńCoś jest w tych Twoich przypuszczeniach, ale tylko tyle mogę zdradzić.
UsuńPS: Niecierpliwię się już kolejnego odcinka u Ciebie. :P