- Streszczaj ruchy Bill, znowu się spóźnisz
do tego pieprzonego psychiatry! – ponaglał mnie mój brat bliźniak Tom, który
pojawił się w drzwiach łazienki.
- Łazienka zajęta, wynocha – trzasnąłem drzwiami tuż przed jego twarzą -
Poza tym puka się! –wrzasnąłem.
Usłyszał to z pewnością, gdyż dosłownie
ułamek sekundy później rozległ się dźwięk tłuczonego o ścianę szkła. Tom
właśnie tak wyładowywał swoją złość – na szklanych przedmiotach, które miał pod
ręką, i które nic nie zawiniły.
Tymczasem ja, stojąc przed wielkim lustrem,
oglądałem się w najlepsze. Widziałem w nim wysokiego, bardzo szczupłego
chłopaka. Ciemne włosy okalały jego
szczupłą twarz o ostrych rysach. Tęczówki koloru mlecznej czekolady,
podkreślone starannym makijażem, wpatrywały się w taflę lustra.
Na pozór wygląda bardzo niewinnie. Kim jest
tak naprawdę? W zasadzie, to pytanie powinno brzmieć: Kim ja naprawdę jestem?
Co mogę o sobie powiedzieć?
Mam na imię Bill, jestem wokalistą zespołu
Tokio Hotel. Dusza romantyka, w dalszym ciągu poszukujący prawdziwej miłości…
To wszyscy wiedzą. Jednak są również rzeczy, o których wie zdecydowana
mniejszość osób, tu sprawa ma się trochę inaczej. Rzeczy, które nigdy nie
wyszły na światło dzienne.
Stawiam dobro swoje ponad wszystkich
innych, czysty egoizm. Wyjątkiem od tej reguły jest mój brat, dla niego
poświęciłbym całe swoje życie. Zresztą, on dla mnie też i dobrze o tym wiem.
Jestem materialistą. Z łatwością przychodzi mi manipulowanie ludźmi i wykorzystywanie
ich. Palę nałogowo, uspokaja mnie to. Wyobrażam sobie, że razem z dymem moje
ciało opuszczają wszystkie zmartwienia i problemy. Paczkę na dzień, czasem i
nawet więcej. Lubię się napić. Chociaż, po zastanowieniu się, słowo ,,napić’’
jest mało adekwatne do tego, jak jest w rzeczywistości. Mogę wręcz stwierdzić, iż lubię schlać się
jak szmata. Razem z Tomem wykorzystujemy przypadkowo napotkane dziewczyny w
pokojach hotelowych. Głównie on, mnie to już zaczęło nudzić. Nienawidzę rutyny.
Narkotyki również mają miejsce w moim spieprzonym już do reszty życiu, w którym
przez prawie cały czas towarzyszy mi brat.
Mój brat bliźniak, zawsze jesteśmy razem.
Mimo tego, co stało się zaledwie 10 minut temu, mamy ze sobą bardzo dobry
kontakt. Wszystko robimy we dwójkę. Dzielimy wspólny apartament, który pewnie
Tom w tej chwili demoluje. No właśnie, skąd ten nagły przypływ agresji? Otóż,
dzieje się tak tylko w dni, w które mam wizytę u psychiatry. Chodzę na różne zabiegi
od kilku lat. Raz, czasem dwa razy w tygodniu. Głupota. Mógłbym wszystkie te
papiery podrzeć i wypieprzyć do kosza. Jednak nie zrobię tego, przynajmniej nie
teraz. Do wszystkiego namówił mnie Tom. Mówi mi, że to dla mojego dobra chociaż
i tak znam całą prawdę, uważa mnie za wariata.
Na dole, zgrabnie omijając roztłuczone szkło
i inne porozrzucane po podłodze przedmioty, poszedłem w stronę siedzącego na
kanapie Toma. Mój bliźniak czekał na mnie wyraźnie zniecierpliwiony. Aż mnie
język świerzbił by skomentować jego minę, ale w chwili, kiedy spojrzałem na
zegar, powstrzymałem się. Ja pierdolę, i tak za każdym razem. Tom widząc, że
kieruję się w stronę drzwi wyjściowych, podążył za mną.
Ani on, ani ja nie odzywaliśmy się do
siebie. Dopiero pod kliniką zaczął obsypywać mnie kazaniami, jaki to ja jestem
nieodpowiedzialny, jaki to ja jestem głupi. Jak jakiś wulkan, który właśnie
wybuchł. To miejsce działało tak na nas obojga.
Wyskoczyłem z auta i szybkim krokiem
pomaszerowałem w stronę gabinetu. Znałem już te korytarze na pamięć, trafiłbym
tu z zamkniętymi oczami. Pod samym gabinetem już prawie biegłem. Zapukałem
delikatnie do drzwi, po czym wszedłem do środka.
-Bill, mógłbyś chociaż raz przyjść na czas?
Już chciałam iść do domu. – powitała mnie na wejściu pani psychiatra.-Proszę,
usiądź.
Nienawidziłem jej z całego serca.
–Jak
twoje samopoczucie?
-Okropnie, jak zawsze zresztą. –odbąknąłem
jej pod nosem siadając na krześle.
Ona jest dla mnie niemiła, ja dla niej też
nie muszę.
-To powiedz mi może, co ci się dziś śniło.
–standardowe pytanie.
Znam ten cały schemat na pamięć.
-Jak to kto? On. Znowu.
-Kto?
-ON.
W ogóle mnie nie słuchasz…
-Bill, jestem tu dla twojego dobra. Chcę ci
pomóc, musisz mi zaufać. –ale pierdolisz, kobieto.
-Jak mam zaufać komuś, kto uważa cię za
wariata..?
Pani psychiatra patrzyła na mnie i
milczała. Otworzyła usta jakby miała zamiar coś powiedzieć, po chwili je
zamykając i westchnęła głośno.
-Mój brat. Uprawialiśmy seks w moim śnie.
To już 18 raz w tym miesiącu. Im
bardziej próbuję o tym nie myśleć, tym z większą siłą powraca. Penetruje mnie
coraz szybciej i boleśniej. Jedną ręką błądzi po całym moim ciele, jakby szukał
czegoś bardzo ważnego. Drugą zaś, porusza się na moim przyrodzeniu. Nie mogę
się wyrwać, nie mogę krzyczeć. Wszędzie widzę tylko spermę zmieszaną z krwią. –zacząłem
jej się spowiadać, nie dbając nawet o sposób, w jaki o tym opowiadam.
Trzymałem ręce na pasku, nerwowo bawiąc się
srebrną klamrą, po czym kontynuowałem.
– Mówiłem mu o moich chorych snach. O tym,
że to jakaś wiadomość, ktoś próbuje mi coś przekazać. O tym, że męczę się z tym
tyle czasu. O tym, że to coś, do jasnej cholery, znaczy! Dlaczego mnie to kurwa
mać spotyka?! Mało mam przecież tych pieprzonych problemów w życiu! Tylko czego
ten ktoś ode mnie chce?! –nawet nie zauważyłem, kiedy podniosłem głos co chwilę
klnąc i zacząłem drzeć się na biedną panią psychiatrę, jakby była czemukolwiek
winna.
Kobieta podniosła się z krzesła i zaczęła
iść w moją stronę próbując mnie uspokoić. Ja tylko zamknąłem oczy i łapiąc się za głowę, spuściłem ją na dół. Cały się trzęsłem.
-Bill, już spokojnie. Wyjdź na chwilę na
korytarz i na mnie poczekaj, muszę coś załatwić.
Skinąłem tylko głową. Powoli wstałem z krzesła,
miałem nogi jak z waty. Wyszedłem na zewnątrz. Zająłem pierwsze lepsze miejsce
na korytarzu. Usadowiłem się obok jakiejś dziewczyny czekającej w kolejce.
Miała na oko 15, może 16 lat i włosy do ramion koloru kasztanowego. Była bardzo
blada, przerażała mnie. W momencie kiedy odwróciła wzrok w moją stronę, w oczy
rzucił mi się jej rozcięty łuk brwiowy i warga, która w pewnym momencie drgnęła
i z ust dziewczyny wydobył się słaby, cichy ale bardzo dziewczęcy głos.
-Wiesz, im bardziej będziesz starać się
udowodnić, że masz rację, tym na bardziej obłąkanego wyjdziesz. A wiesz
dlaczego? Bo jesteś wariatem.
Kurwa, dość. Kolejna osoba ma mi to mówić?
Pieprzę tych lekarzy, wychodzę stąd.
Dziewczyna widząc co robię, uśmiechnęła się
ironicznie.
Żwawo pomaszerowałem w stronę wyjścia, chcąc
jak najszybciej opuścić to miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz