Już się ściemniało. Z
daleka widać było palące się światła w salonie. Bolała mnie strasznie głowa,
ale mimo tego uśmiech i tak nie schodził mi z twarzy. Dobrze, że samochód był
duży, bo inaczej miałbym małe problemy ze zmieszczeniem się z tym irokezem, a
wzrost by mi w tym momencie też nie pomagał. W końcu Saki też był wysoki i
dobrze zbudowany, to musiał mieć duże auto. Logiczne.
Drzwi były otwarte.
Gdy tylko przekroczyłem próg domu, kaszlnąłem ostentacyjnie możliwie
najgłośniej, zwracając tym oczywiście uwagę Toma. Stał przy barowym stole i
przeglądał jakieś gazety, jednak przerwał swoją pracę i zaczął iść w moją
stronę.
Widziałem już jego
zdziwioną minę, kiedy spojrzał na to, co mam na głowie. Nie wiedziałem tylko,
czy to zdziwienie jest w pozytywnym czy raczej negatywnym kontekście.
Pocałował mnie w
usta na przywitanie. Cały dzień się praktycznie nie widzieliśmy, to prawie jak
wieczność. Każda sekunda bez Toma jest wiecznością.
-Wow, Bill…
-wykrztusił z siebie.
-I co? –spytałem
podekscytowany. Nie mogłem się wręcz doczekać, jak zacznie prawić mi
komplementy, co uwielbiałem.
-Twoje włosy… -obszedł mnie dookoła i delikatnie dotknął
polakierowanych, stojących na baczność pasm. Jego mina wyrażała w sumie
zaskoczenie i nic więcej.
-Co z nimi nie tak?
-Nie… to znaczy…
-Nie podobają ci
się? –spytałem lekko zawiedziony. Nie na taką reakcję liczyłem…
-Tego nie
powiedziałem.
-Ale widzę, że coś
ci się nie podoba.
-Po prostu wyglądasz
inaczej. Muszę się przyzwyczaić –stwierdził myśląc, że wybrnął z sytuacji.
-Jakbym pierwszy raz
się zmieniał, a teraz wyglądam bardziej męsko. Właśnie, chcę zacząć też ćwiczyć
–złapałem się za swoje kościste ramię i spojrzałem na brata.
-Ty ćwiczyć?
–zaśmiał się. –Bill i ćwiczenia, to nie pasuje razem w jednym zdaniu.
No fakt. Nigdy nie
przepadałem za sportem i ogólnie za aktywnością fizyczną, nie to co Tom. On
zawsze miał zadbane, umięśnione ciało, szczególnie tors, który tak chętnie
pokazywał. Nago wyglądał naprawdę spektakularnie. Tymczasem ja zawsze najgorsze
oceny miałem właśnie z wf-u. Od zawsze miałem szybki metabolizm i spalałem
wszystko w trybie turbo bez ruszenia palcem. To geny. U Toma tego tak nie
widać, bo on chodzi na siłownię, a ja jestem patyczakiem. No naprawdę, nie
zliczę artykułów, w których posądzano mnie o zaburzenia odżywiania. To byłaby
naprawdę ostatnia rzecz, na którą bym zachorował. Co prawda nie przywiązuję
zbytniej wagi do jedzenia, byleby było bez mięsa, ale zdarzały się dni, kiedy
nic nie jadłem i piłem tylko kawę.
Ludziom zawsze coś
nie pasuje, są wiecznie niezadowoleni, zdążyłem to już dawno zauważyć. Inni
katują się rygorystycznymi dietami i próbują schudnąć, a inni narzekają, że
jedzą dużo słodyczy i za cholerę nie mogą przytyć. Ja należałem zawsze do tych
drugich. Oczywiście mógłbym wcześniej chodzić na siłownię czy coś ćwiczyć, ale
nigdy mi się nie chciało.
Tak, zawsze byłem
szczupły, wręcz chudy. Ale przyszła pora to zmienić.
-Tom, ja też jestem
facetem, nie chcę całe życie wyglądać jak baba. Nie przestanę się malować, to
chociaż co innego zmienię…
-Dobra, rób co
chcesz –wzruszył ramionami. –Właśnie, Jost dzwonił z informacją, że jutro z
rana musimy obgadać w końcu tę trasę, a po tym mamy wywiad.
-Zaczyna się…
-westchnąłem.- W sumie można się tego było spodziewać. Czasem mam ochotę
powiedzieć po prostu ,,pierdolę to’’ i mieć wszystko w dupie.
-Ja też, ale nie
myślimy teraz o tym. A z tymi ćwiczeniami to ci nawet mogę pomóc, żebyś się z
samego początku nie przeforsował.
-Dzięki.
-No chodź tu do mnie
–rozłożył zachęcająco ręce i mnie przytulił. –Zająłbym się dziś tobą porządnie
w nocy za ten cały dzień rozłąki, ale boli mnie głowa i jestem padnięty.
Zabawimy się jutro. Skończymy te wszystkie wywiady, pogadanki i noc będzie
nasza. Co ty na to?
-Też mnie głowa
boli, pewnie coś z ciśnieniem.
-A rozważysz tę
propozycję?
-No zastanowię się… -rzuciłem, po czym obaj się zaśmialiśmy
doskonale wiedząc, jaka jest odpowiedź.
Daliśmy sobie
jeszcze buziaka na dobranoc i rozeszliśmy się tym razem do swoich pokoi.
Wparowałem do
swojego królestwa jakby się paliło, zamykając drzwi na klucz. Od razu dorwałem
się do komody z bielizną i zacząłem nerwowo przeszukiwać zawartość szuflady w
poszukiwaniu woreczka. Za każdym razem ubywało proszku. Za każdym razem mówiłem
sobie, że z tym skończę, każdy raz miał być tym ostatnim. To mnie przerosło.
Nie dam rady rzucić, chęć wzięcia jest zbyt silna. Nienawidziłem siebie za to.
Dziwiłem się w ogóle, że bliźniak się nie zorientował, ale to pewnie tylko
kwestia czasu.
Dosłownie zrzuciłem
z siebie w pośpiechu ciuchy i padłem na łóżko, usypiając po chwili jak
niedźwiedź w zimowy sen.
Zdawało mi się, że
ledwo zdążyłem przymknąć powieki, a już po całym pokoju rozległ się donośny
dźwięk budzika. Ósma rano. Niech tego Josta licho porwie!
Chcąc nie chcąc
zwlokłem się z tego łóżka. Kiedy byłem już na nogach musiałem przyznać, że
jednak nie było tak źle, jak na początku myślałem że będzie. Da się wytrzymać.
Mimo to smętnym
krokiem powlokłem się do pokoju Toma. Ten oczywiście spał. Przez chwilę
walczyłem z myślami, bo z jednej strony dałbym mu pospać, a z drugiej… Niech
męczy się razem ze mną. Razem raźniej.
Podszedłem cicho do
jego łoża, by choć zachować resztki pozorów. Delikatnie położyłem się obok śpiącego
brata i przybliżyłem usta do jego ucha.
-Tomi, skarbie… Czas
wstać… -szepnąłem.
-Mhmm…
-Wstawaj, śpiochu.
-Mhmmmm…
-Zaraz zwalę cię z
łóżka, zobaczysz.
-Ale ja śpię…
-zdążył wymamrotać.
-Koniec tego
dobrego.
Wziąłem głęboki
oddech i zacząłem dwoić się i troić, by zwalić Toma z łóżka, tak jak mówiłem.
Ale on ani drgnął. Kurwa… Pochodzę trochę na siłkę i kiedyś mi się uda, na
pewno.
Wpadłem na pomysł.
Zaśmiałem się szyderczo i ruszyłem do łazienki. Tego się braciszek nie będzie
spodziewał. Wróciłem z wiadrem pełnym zimnej wody. Wziąłem zamach i…
-Co jest, kurwa?! –wrzasnął
Tom, od razu się budząc.
-Ja to wiem, jak cię
obudzić, co nie?
-Ja pierdolę, Bill,
jestem cały mokry –wygrzebał się z pościeli. –I nie ryj się tak!
-Było wstać, kiedy
cię budziłem –wytknąłem mu język. –Idę się szykować.
I pomaszerowałem do
swojego pokoju, a Tom wywrócił tylko oczami.
Obaj uwinęliśmy się
w miarę sprawnie i po niespełna godzinie byliśmy już w samochodzie.
Nie rozmawialiśmy po
drodze o niczym konkretnym, w sumie zaczynaliśmy jakiś temat, po chwili przeskakując na kolejny.
Od rana dziwnie się
czułem. Ale nie na chorobę, dziwnie, ale w trochę innym kierunku. Nie umiem tego wytłumaczyć.
-Tom, chciałbym z
tobą o czymś porozmawiać.
-O wszystkim możesz
mi powiedzieć, przecież wiesz.
-W szpitalu jest
taka dziewczyna. Cloe. Dość młoda…
-A mówisz mi to, bo…?
–Eh, wiedziałem, że to tak zabrzmi. Ale niech da mi najpierw skończyć.
-Ma ten sam problem,
co ja, a w zasadzie to my kiedyś. Tylko, że ona nie umie sobie z tym poradzić.
Jest agresywna. Lekarze nie umieją z nią współpracować. –Tom milczał, słuchał
uważnie tego, co mówię. –Rozumiesz? Trzeba jej pomóc.
-Czekaj, co ty
powiedziałeś? Pomóc? TY chcesz komuś z własnej woli POMÓC?
-Też w to nie wierzę…
Muszę z nią kiedyś porozmawiać.
Nie odpowiedział. Jego
twarz wyrażała obojętność, ciężko było cokolwiek po niej wywnioskować.
W studio czekał na
nas Jost, chłopaków nie było nigdzie widać.
-Gdzie Gus i Geo? –spytałem.
Miałem wrażenie, że
Tom o czymś intensywnie myśli. Był jakby nieobecny.
-Jeszcze nie
dotarli. Jeśli nie dojadą w przeciągu pięciu minut, zaczniemy bez nich. –Odrzekł
David.
W tym właśnie
momencie do studia wpadli Gustav z Georgiem.
-Hej, sory za spóźnienie,
ale ktoś tu pomylił godziny spotkania –odezwał się pierwszy Gus, patrząc na przyjaciela.
-No co, każdemu się
zdarza –obronił się Geo.
-Dobra, siadajcie,
zacznijmy wreszcie –zabrał głos zniecierpliwiony już Jost, gestykulując nerwowo
rękoma, co miał w zwyczaju robić.
Rozsiedliśmy się
zgodnie z prośbą na kanapach, nie chcąc już bardziej denerwować menagera.
-Tu macie szkice
projektów kostiumów na trasę. Odpowiadają każdemu?
Wyciągnął na stół kilka
kartek.
-Zajebiste –odezwał się
wreszcie Tom.
-Świetnie. Nazwa
każdemu odpowiada, tak?
Przytaknęliśmy.
Oni ustalali jeszcze
kilka spraw, a ja przysłuchiwałem się tylko temu wszystkiemu beznamiętnie z
podpartą o rękę głową.
-Bill, co jest? –widocznie
zauważył Jost.
-Nic. Nie chcę robić
tej trasy.
-Słucham? –spytał,
jakby nie mogąc dowierzyć własnym uszom.
-Nie chcę robić tej
trasy.
Hmm nie wiem co Billa nagle naszło i po co chce pomóc tej dziewczynie. Czuję, że tylko będą przez nią kłopoty i stanie między bliźniakami. No nic ale zobaczymy może się mylę. Buziaczki :*
OdpowiedzUsuń