sobota, 4 lipca 2015

17. Zmiana planów

Już się ściemniało. Z daleka widać było palące się światła w salonie. Bolała mnie strasznie głowa, ale mimo tego uśmiech i tak nie schodził mi z twarzy. Dobrze, że samochód był duży, bo inaczej miałbym małe problemy ze zmieszczeniem się z tym irokezem, a wzrost by mi w tym momencie też nie pomagał. W końcu Saki też był wysoki i dobrze zbudowany, to musiał mieć duże auto. Logiczne.
Drzwi były otwarte. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, kaszlnąłem ostentacyjnie możliwie najgłośniej, zwracając tym oczywiście uwagę Toma. Stał przy barowym stole i przeglądał jakieś gazety, jednak przerwał swoją pracę i zaczął iść w moją stronę. 
Widziałem już jego zdziwioną minę, kiedy spojrzał na to, co mam na głowie. Nie wiedziałem tylko, czy to zdziwienie jest w pozytywnym czy raczej negatywnym kontekście.
Pocałował mnie w usta na przywitanie. Cały dzień się praktycznie nie widzieliśmy, to prawie jak wieczność. Każda sekunda bez Toma jest wiecznością.
-Wow, Bill… -wykrztusił z siebie.
-I co? –spytałem podekscytowany. Nie mogłem się wręcz doczekać, jak zacznie prawić mi komplementy, co uwielbiałem.
-Twoje włosy…  -obszedł mnie dookoła i delikatnie dotknął polakierowanych, stojących na baczność pasm. Jego mina wyrażała w sumie zaskoczenie i nic więcej.
-Co z nimi nie tak?
-Nie… to znaczy…
-Nie podobają ci się? –spytałem lekko zawiedziony. Nie na taką reakcję liczyłem…
-Tego nie powiedziałem.
-Ale widzę, że coś ci się nie podoba.
-Po prostu wyglądasz inaczej. Muszę się przyzwyczaić –stwierdził myśląc, że wybrnął z sytuacji. 
-Jakbym pierwszy raz się zmieniał, a teraz wyglądam bardziej męsko. Właśnie, chcę zacząć też ćwiczyć –złapałem się za swoje kościste ramię i spojrzałem na brata.
-Ty ćwiczyć? –zaśmiał się. –Bill i ćwiczenia, to nie pasuje razem w jednym zdaniu.
No fakt. Nigdy nie przepadałem za sportem i ogólnie za aktywnością fizyczną, nie to co Tom. On zawsze miał zadbane, umięśnione ciało, szczególnie tors, który tak chętnie pokazywał. Nago wyglądał naprawdę spektakularnie. Tymczasem ja zawsze najgorsze oceny miałem właśnie z wf-u. Od zawsze miałem szybki metabolizm i spalałem wszystko w trybie turbo bez ruszenia palcem. To geny. U Toma tego tak nie widać, bo on chodzi na siłownię, a ja jestem patyczakiem. No naprawdę, nie zliczę artykułów, w których posądzano mnie o zaburzenia odżywiania. To byłaby naprawdę ostatnia rzecz, na którą bym zachorował. Co prawda nie przywiązuję zbytniej wagi do jedzenia, byleby było bez mięsa, ale zdarzały się dni, kiedy nic nie jadłem i piłem tylko kawę.
Ludziom zawsze coś nie pasuje, są wiecznie niezadowoleni, zdążyłem to już dawno zauważyć. Inni katują się rygorystycznymi dietami i próbują schudnąć, a inni narzekają, że jedzą dużo słodyczy i za cholerę nie mogą przytyć. Ja należałem zawsze do tych drugich. Oczywiście mógłbym wcześniej chodzić na siłownię czy coś ćwiczyć, ale nigdy mi się nie chciało.  
Tak, zawsze byłem szczupły, wręcz chudy. Ale przyszła pora to zmienić.   
-Tom, ja też jestem facetem, nie chcę całe życie wyglądać jak baba. Nie przestanę się malować, to chociaż co innego zmienię…
-Dobra, rób co chcesz –wzruszył ramionami. –Właśnie, Jost dzwonił z informacją, że jutro z rana musimy obgadać w końcu tę trasę, a po tym mamy wywiad.
-Zaczyna się… -westchnąłem.- W sumie można się tego było spodziewać. Czasem mam ochotę powiedzieć po prostu ,,pierdolę to’’ i mieć wszystko w dupie.
-Ja też, ale nie myślimy teraz o tym. A z tymi ćwiczeniami to ci nawet mogę pomóc, żebyś się z samego początku nie przeforsował.
-Dzięki.
-No chodź tu do mnie –rozłożył zachęcająco ręce i mnie przytulił. –Zająłbym się dziś tobą porządnie w nocy za ten cały dzień rozłąki, ale boli mnie głowa i jestem padnięty. Zabawimy się jutro. Skończymy te wszystkie wywiady, pogadanki i noc będzie nasza. Co ty na to?
-Też mnie głowa boli, pewnie coś z ciśnieniem.
-A rozważysz tę propozycję?
-No zastanowię się…  -rzuciłem, po czym obaj się zaśmialiśmy doskonale wiedząc, jaka jest odpowiedź.
Daliśmy sobie jeszcze buziaka na dobranoc i rozeszliśmy się tym razem do swoich pokoi.
Wparowałem do swojego królestwa jakby się paliło, zamykając drzwi na klucz. Od razu dorwałem się do komody z bielizną i zacząłem nerwowo przeszukiwać zawartość szuflady w poszukiwaniu woreczka. Za każdym razem ubywało proszku. Za każdym razem mówiłem sobie, że z tym skończę, każdy raz miał być tym ostatnim. To mnie przerosło. Nie dam rady rzucić, chęć wzięcia jest zbyt silna. Nienawidziłem siebie za to. Dziwiłem się w ogóle, że bliźniak się nie zorientował, ale to pewnie tylko kwestia czasu.
Dosłownie zrzuciłem z siebie w pośpiechu ciuchy i padłem na łóżko, usypiając po chwili jak niedźwiedź w zimowy sen.

Zdawało mi się, że ledwo zdążyłem przymknąć powieki, a już po całym pokoju rozległ się donośny dźwięk budzika. Ósma rano. Niech tego Josta licho porwie!
Chcąc nie chcąc zwlokłem się z tego łóżka. Kiedy byłem już na nogach musiałem przyznać, że jednak nie było tak źle, jak na początku myślałem że będzie. Da się wytrzymać.
Mimo to smętnym krokiem powlokłem się do pokoju Toma. Ten oczywiście spał. Przez chwilę walczyłem z myślami, bo z jednej strony dałbym mu pospać, a z drugiej… Niech męczy się razem ze mną. Razem raźniej.
Podszedłem cicho do jego łoża, by choć zachować resztki pozorów. Delikatnie położyłem się obok śpiącego brata i przybliżyłem usta do jego ucha.
-Tomi, skarbie… Czas wstać… -szepnąłem.
-Mhmm…
-Wstawaj, śpiochu.
-Mhmmmm…
-Zaraz zwalę cię z łóżka, zobaczysz.
-Ale ja śpię… -zdążył wymamrotać.
-Koniec tego dobrego.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem dwoić się i troić, by zwalić Toma z łóżka, tak jak mówiłem. Ale on ani drgnął. Kurwa… Pochodzę trochę na siłkę i kiedyś mi się uda, na pewno.
Wpadłem na pomysł. Zaśmiałem się szyderczo i ruszyłem do łazienki. Tego się braciszek nie będzie spodziewał. Wróciłem z wiadrem pełnym zimnej wody. Wziąłem zamach i…
-Co jest, kurwa?! –wrzasnął Tom, od razu się budząc.
-Ja to wiem, jak cię obudzić, co nie?
-Ja pierdolę, Bill, jestem cały mokry –wygrzebał się z pościeli. –I nie ryj się tak!
-Było wstać, kiedy cię budziłem –wytknąłem mu język. –Idę się szykować.
I pomaszerowałem do swojego pokoju, a Tom wywrócił tylko oczami.

Obaj uwinęliśmy się w miarę sprawnie i po niespełna godzinie byliśmy już w samochodzie.
Nie rozmawialiśmy po drodze o niczym konkretnym, w sumie zaczynaliśmy jakiś temat, po chwili przeskakując na kolejny.
Od rana dziwnie się czułem. Ale nie na chorobę, dziwnie, ale w trochę innym kierunku. Nie umiem tego wytłumaczyć.
-Tom, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
-O wszystkim możesz mi powiedzieć, przecież wiesz.
-W szpitalu jest taka dziewczyna. Cloe. Dość młoda…
-A mówisz mi to, bo…? –Eh, wiedziałem, że to tak zabrzmi. Ale niech da mi najpierw skończyć.
-Ma ten sam problem, co ja, a w zasadzie to my kiedyś. Tylko, że ona nie umie sobie z tym poradzić. Jest agresywna. Lekarze nie umieją z nią współpracować. –Tom milczał, słuchał uważnie tego, co mówię. –Rozumiesz? Trzeba jej pomóc.
-Czekaj, co ty powiedziałeś? Pomóc? TY chcesz komuś z własnej woli POMÓC?
-Też w to nie wierzę… Muszę z nią kiedyś porozmawiać.
Nie odpowiedział. Jego twarz wyrażała obojętność, ciężko było cokolwiek po niej wywnioskować.
W studio czekał na nas Jost, chłopaków nie było nigdzie widać.
-Gdzie Gus i Geo? –spytałem.
Miałem wrażenie, że Tom o czymś intensywnie myśli. Był jakby nieobecny.
-Jeszcze nie dotarli. Jeśli nie dojadą w przeciągu pięciu minut, zaczniemy bez nich. –Odrzekł David.  
W tym właśnie momencie do studia wpadli Gustav z Georgiem.
-Hej, sory za spóźnienie, ale ktoś tu pomylił godziny spotkania –odezwał się pierwszy Gus, patrząc na przyjaciela.
-No co, każdemu się zdarza –obronił się Geo.
-Dobra, siadajcie, zacznijmy wreszcie –zabrał głos zniecierpliwiony już Jost, gestykulując nerwowo rękoma, co miał w zwyczaju robić.
Rozsiedliśmy się zgodnie z prośbą na kanapach, nie chcąc już bardziej denerwować menagera.
-Tu macie szkice projektów kostiumów na trasę. Odpowiadają każdemu?
Wyciągnął na stół kilka kartek.  
-Zajebiste –odezwał się wreszcie Tom.
-Świetnie. Nazwa każdemu odpowiada, tak?
Przytaknęliśmy.
Oni ustalali jeszcze kilka spraw, a ja przysłuchiwałem się tylko temu wszystkiemu beznamiętnie z podpartą o rękę głową.
-Bill, co jest? –widocznie zauważył Jost.
-Nic. Nie chcę robić tej trasy.
-Słucham? –spytał, jakby nie mogąc dowierzyć własnym uszom.

-Nie chcę robić tej trasy.



1 komentarz:

  1. Hmm nie wiem co Billa nagle naszło i po co chce pomóc tej dziewczynie. Czuję, że tylko będą przez nią kłopoty i stanie między bliźniakami. No nic ale zobaczymy może się mylę. Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń