-Bill, co jest?
–widocznie zauważył Jost.
-Nic. Nie chcę robić
tej trasy.
-Słucham? –spytał,
jakby nie mogąc dowierzyć własnym uszom.
-Nie chcę robić tej
trasy –powtórzyłem, kierując swój wzrok ku górze.
-Trzymajcie mnie, bo
zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! –Jost wstał z kanapy, podczas kiedy reszta
zespołu siedziała cicho, nie chcąc jeszcze bardziej działać na nerwy Davidowi,
ale byli zdziwieni moimi słowami, to było zdecydowanie widać. Gustav zasłonił
sobie usta dłonią, Tom uniósł brwi chyba najwyżej, jak tylko się dało, nawet
Georg siedział z otwartą buzią.
–Od jakiego czasu
rozmawiamy już o tej trasie? Dwoję się i troję, by spełnić wszystkie wasze
życzenia jej dotyczące, załatwiam projekty, poświęcam czas a ty, Bill, tak po
prostu mówisz, że nie chcesz jej robić?! –menager skrzyżował ręce na piersi i
zmarszczył brwi. –Wiesz, jakie straty się z tym wiążą?
Oczywiście, że
wiedziałem. Głupie pytanie.
Nagle poczułem, jak
ktoś dotyka mojego ramienia.
-Bill, co się z tobą
dzieje? –to był Tom.
-Właśnie, Bill,
powiedz nam –podchwycił Jost zirytowanym głosem. –Wszyscy jesteśmy tego
ciekawi.
Oczy wszystkich
obecnych w pomieszczeniu skierowane były teraz na mnie. Tom, Gustav, Georg i
oczywiście David Jost patrzyli na mnie wyczekująco, szczególnie przerażał mnie
wściekły wzrok Josta. Cały czas siedziałem przy stole podpierając dłonią głowę.
Przełknąłem ślinę i wziąłem głęboki oddech.
-Zostawcie mnie
wszyscy. –Uciąłem.
Podniosłem się z
miejsca i zwijając, mając nadzieję że należące do Toma, kluczyki od samochodu
ze stołu po prostu wyszedłem z pokoju.
-Bill, czekaj!
–krzyknął jeszcze Gustav, ale ja nie zamierzałem czekać, a tym bardziej tam
wracać.
Miałem totalne echo
w głowie, po prostu pustka. Trasa to ostatnia rzecz, jaką chcę teraz robić.
Serio, mam wywalone na straty i inne duperele. Moje myśli od rana krążyły wokół kolejnej
dawki, stało się to moim priorytetem, potrzebowałem tego. Nie umiem już
funkcjonować bez koki i zdałem sobie z tego sprawę. Musiałem zażyć kolejną
dawkę, ale chciałem po drodze zrobić coś jeszcze.
Wyszedłem z budynku
i od razu zacząłem szukać wzrokiem auta Toma. Pamiętałem w miarę gdzie je
zostawiliśmy, więc nie było to na szczęście wielkim wyzwaniem. Dopadłem do
samochodu. Jezu, żeby rzeczywiście były to dobre klucze.
Udało się!
Wsiadłem do auta. To,
co chciałem zrobić było szalone. Mimo że nie mam prawa jazdy, miałem
kilkukrotnie okazję poprowadzić samochód. Tyle że z takim szczegółem, iż były
to wiejskie dróżki, a nie ruchliwa autostrada.
Przepraszam, Tom.
Muszę to zrobić.
Przekręciłem
kluczyki w stacyjce i wyciągnąłem GPS’a, wbijając adres szpitala
psychiatrycznego.
Dobra, jakoś
ruszyłem. Pierwsze parę kilometrów przejechałem w miarę spokojnie. Modliłem się
myślach, bym nie musiał tłumaczyć się przed policją. W myślach zacząłem już
układać wyjaśnienia łamane na przeprosiny dla brata. Może powinienem powiedzieć
mu o tym, że znów biorę? Przecież to złamałoby mu serce! Ale, z drugiej strony,
co mam wtedy powiedzieć? Odwołałem trasę bo mam takie widzimisię? Jak w ogóle
fani na to zareagują? Jak zareagowaliby na wieść o moim ćpaniu? Przecież ten
Bill Kaulitz, którego wydaje im się, że tak dobrze znają, nawet by o tym nie
pomyślał. Mój wykreowany przez media wizerunek ,,trochę’’ mija się z prawdą.
Czuły i wrażliwy romantyk to najbardziej banalny pomysł, na jaki ktoś mógłby
kiedykolwiek wpaść. Dziewczyny to lubią. Więcej fanek płci żeńskiej, więcej
sprzedanych płyt i biletów na koncerty, więcej pieniędzy. Tak to niestety
wygląda, żyjemy w takim świecie po prostu. To nie bajka ze szczęśliwym
zakończeniem, gdzie główni bohaterowie żyją długo i szczęśliwie.
Prawda jest taka, że
dalej jestem egoistycznym, zapatrzonym w siebie materialistą i już nim
pozostanę. Nie obchodzą mnie inni, najważniejszy jestem ja. Ale jeszcze
ważniejszy ode mnie samego jest mój brat bliźniak i jednocześnie największa
miłość Tom, za którego oddałbym życie.
Tak, zdecydowanie
jest moją największą miłością. Jak jeszcze jakiś czas temu byłem nim
zauroczony, to teraz jestem po prostu zakochany po uszy.
Muszę mu to
powiedzieć. Powiedzieć o tym, co mnie gnębi. Powinienem był to zrobić od razu,
on by mi pomógł, wysłuchał, zrozumiał. Zrozumiał, jak nikt inny nie jest w
stanie zrozumieć.
Tak się pochłonąłem
w swoich myślach, że nawet nie zauważyłem, kiedy wjeżdżam na parking szpitalny.
Bogu dziękowałem, że policja mnie nie złapała. O ile on gdzieś tam w ogóle
jest.
Przez chwilę
musiałem się zastanowić i przypomnieć sobie, po co ja tu w ogóle jestem.
No tak. Ta
dziewczyna.
Nie mam nawet
pojęcia, dlaczego chciałem jej tak pomóc, przecież nawet nie pamiętam jej
imienia. Śmieszne.
Dziwiłem się sam
sobie. To było dziwne, że nagle tak zależało mi na zrobieniu czegoś dla innego
człowieka niż Tom. Nie chciałem się teraz nad tym głębiej zastanawiać, bo wyda
mi się to na tyle dziwne i bezsensowne, że w końcu bym zrezygnował.
Teraz zdałem sobie
sprawę, jak bardzo głupi jestem. Bez żadnej ochrony, w pełnym makijażu i w
ułożonych włosach, przez które naprawdę nietrudno było mnie zauważyć. Ale nie
widziałem nikogo, kto stanowiłby potencjalne zagrożenie.
W budynku było
pusto, żadnych ludzi, tylko jakaś sprzątaczka. Podszedłem do recepcji. Kobieta
tam siedząca przeżegnała się kiedy tylko mnie dostrzegła, co mnie nawet
rozśmieszyło. Różnie ludzie na mój wygląd reagują, zdążyłem się już
przyzwyczaić.
-Dzień dobry. Muszę
koniecznie spotkać się z pewną dziewczyną tutaj przebywającą, ale niestety nie
znam jej nazwiska. Imię to Cloe.
-Cloe? –zastygła
recepcjonistka, patrząc na mnie z przerażeniem w oczach. –Istotnie, wiem o
którą chodzi. Cały personel ją zna.
-Gdzie teraz
przebywa? –spytałem. Nie chciało mi się wysłuchiwać o tym, jaka by to nie była.
Interesowało mnie tylko to, gdzie ją znajdę.
-A spodziewa się
pana wizyty?
-Nie…
-To nie pomogę.
-Ale to ważne,
proszę zrozumieć.
-Przykro mi. Do
widzenia.
No co za babsztyl!
Odszedłem
naburmuszony i chwilę stałem. A nuż może znów Cloe będzie przechodzić z jakimś
lekarzem i ją zaczepię.
Ciarki mnie
przeszły, kiedy usłyszałem za sobą swoje nazwisko.
-Przepraszam. Czy
pan to Bill Kaulitz z tego zespołu? -Odwróciłem się. Stała za mną ta sprzątaczka,
którą na początku widziałem. Niska, starsza kobieta. -Coś z Japonią czy Chinami…
Pekin Hotel? Nie, to nie to… O, już wiem! Tokio Hotel!
-Tak, to ja
-odparłem z uśmiechem. Ciężko było się nie uśmiechnąć, promieniowała od niej
jakaś taka pozytywna energia. No bo co, co zrobi mi taka pani po
pięćdziesiątce?
-Moje wnuki uwielbiają
pańską muzykę. Mówili, że jest pan bardzo wysoki i się nie mylili.
-Wie pani co, trochę
się spieszę…
-Ach, no tak.
Podsłyszałam, że szuka pan Cloe, zgadza się?
Jeśli ona mnie do
niej zaprowadzi… Z nieba spadła mi ta kobieta!
-Dokładnie. Zaprowadzi
mnie pani do niej?
-Och, oczywiście.
Pod warunkiem, że zrobi sobie pan ze mną zdjęcie.
-Pewnie. Chodźmy, bo
czas ucieka –pogoniłem, po czym podążyłem za tą sympatyczną starszą panią po
schodach w dół. Zaprowadziła mnie pod jakąś salę.
-To tu. Ale
ostrzegam cię, wchodzisz na własną odpowiedzialność.
Nie powiem, że nie,
przeraziły mnie trochę jej słowa.
Zgodnie z umową
zrobiłem sobie z kobietą zdjęcie jej telefonem komórkowym i podziękowałem za
pomoc.
Wziąłem głęboki
oddech i zapukałem do drzwi. Chwilę czekałem, ale nie było słychać żadnej
odpowiedzi, więc ostrożnie nacisnąłem na klamkę i powoli otworzyłem drzwi. Ku
mojemu zdziwieniu, drzwi były otwarte.
Rozejrzałem się
dookoła. Na łóżku po lewej stronie pokoju siedziała brunetka, to chyba była
Cloe. Nie widziałem jej twarzy, bo miała głowę spuszczoną w dół i nogi podciągnięte
pod brodę.
-Em, Cloe… Cześć? –zacząłem
niepewnie.
Dziewczyna podniosła
głowę i spojrzała na mnie swoimi dużymi, niezwykle smutnymi, czarnymi oczami.
Pustka, jaka z nich promieniowała, przerażała mnie. Brak w nich było jakiejkolwiek
radości i tego blasku, jak u innych ludzi.
-Po co przyszedłeś? –spytała
cicho.
-Porozmawiać, a może
i nawet… pomóc.
Zaśmiała się
ironicznie.
-Mnie nie da się
pomóc. Niepotrzebnie się fatygujesz.
-Ale chcę chociaż
spróbować.
-My się nawet nie
znamy, czemu to w ogóle robisz?
Dziwiło mnie to, że
była taka spokojna. Psycholożka określała ją jako agresywną, starsza
sprzątaczka też mnie ostrzegała. Może podali jej właśnie jakieś uspokajające leki?
-Wiem o twoim
przypadku, o twoich rodzicach… Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, ale…
-To nie jest wielka tajemnica. Mama zginęła w wypadku.
Ojciec strzelił sobie w łeb kilka dni później, pieprzony tchórz. Usłyszałam huk
dobiegający z łazienki, więc tam poszłam by sprawdzić, co się stało. Na
podłodze było pełno krwi, a w środku wielkiej plamy mój tatuś, mający w dupie
swoją córkę, który postanowił tak po prostu się zabić. Sąsiadka usłyszała mój
krzyk i zadzwoniła na policję, później mieszkałam razem z nią. Kilka lat potem
poznałam swojego chłopaka… Ale o tym nie chcę mówić. I tak mnie nie zrozumiesz,
musiałbyś przeżyć to, co ja, by naprawdę dowiedzieć się, jak to jest.
Słuchałem tego i nie
wiedziałem co powiedzieć. Boże, przez jaki koszmar ona przechodziła i zapewne
dalej przechodzi. Nie chciałem mówić głupot w stylu ,,współczuję ci’’ bo wiem,
że takie coś tylko jeszcze bardziej przytłacza, zamiast pomagać.
-Rozumiem cię. Co
prawda ja mam brata bliźniaka, na którym zawsze mogę polegać, ale radziliśmy
sobie praktycznie sami przez cały czas. Ojciec odszedł od nas, kiedy mieliśmy
po siedem lat. Matka nie mogła sobie z tym poradzić i zapijała smutki wódką.
Praktycznie całe dnie nie było jej w domu. Byłem dyskryminowany w szkole za
wygląd, ale to nie o to chodzi, by przejmować się opiniami innych. Wyśmiewali
nasze marzenia. Bo nie wiem, czy wiesz, ale razem z moim bratem i dwoma
przyjaciółmi tworzymy zespół. Dopiero wtedy, kiedy osiągnęliśmy sukces, nagle
wszyscy nas polubili i sobie o nas przypomnieli. Żałosne. Największy żal do naszej mamy mam o to, że nie
było jej kiedy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Słowo ,,mama’’ oznacza po
prostu dla mnie zwykłą osobę, która nic wielkiego w moje życie nie wniosła.
Dopiero później wzięła ślub z Gordonem, który był w miarę ogarnięty. Ale to już
blisko było do tego czasu, kiedy wyprowadziliśmy się na swoje.
Nie wiem dlaczego,
ale otworzyłem się przed nią. Nie lubiliśmy razem z Tomem mówić o naszych
rodzicach, a w szczególności o relacjach, jakie z nimi mieliśmy. To było
dziwne. Znając ją taką nie pomyślałbym w ogóle, że może przebywać w takim
miejscu.
-Eh. –Westchnęła. -
Życie nie zawsze układa się tak, jakbyśmy my tego chcieli. Z tego wszystkiego zapomniałam
cię w ogóle zapytać o imię.
-Bill –uśmiechnąłem się.
Odpowiedziała lekkim
uśmiechem. Jej oczy wydawały się być bardziej radosne, niż wcześniej, kiedy tu
wszedłem.
-W takim razie,
dziękuję ci, Bill, za to, że tu przyszedłeś. Nie mam z kim porozmawiać. Jedyne,
co na co dzień widzę, to lekarze.
-Nie ma za co.
Cieszę się, że mogłem pomóc –powiedziałem i przytuliłem dziewczynę.
Patrzyła jeszcze na
mnie chwilę, aż nie przerwały nam kroki na korytarzu.
Drzwi otworzyły się.
-Hej! Co ty tu
robisz? –spytał jakiś starszy, osiwiały lekarz surowym tonem.
-Ja właśnie
wychodziłem. –Wstałem szybko z łóżka i wyszedłem z pokoju.
Głupio trochę
wyszło, ale chociaż tyle mogłem zrobić. O dziwo pamiętałem drogę do recepcji,
którą szybko minąłem, wychodząc po chwili z budynku. Czułem taką jakby satysfakcję,
że porozmawiałem z Cloe. Chociaż tak mogłem pomóc. Brzydka w sumie nie była,
wydawała się nawet mną zainteresowana. No ale ma 16 lat, czyli cztery lata
młodsza ode mnie, a ja wolę starsze.
W drodze powrotnej
wróciłem do układania wytłumaczenia dla Toma i jakoś udało mi się dojechać do
domu.
Kiedy wszedłem do
środka apartamentu, zmartwiłem się. Brata nigdzie nie było. Ale ze mnie idiota.
Wziąłem jego samochód nawet się nie martwiąc, jak on wróci do domu.
-Bill? Już wróciłeś?
–usłyszałem jego głos dobiegający z góry.
-Tak! Już do ciebie
idę –odparłem.
-Świetnie.
Trochę się bałem. To
pewne, że będzie oczekiwał jakiś wyjaśnień.
-Tom? Gdzie jesteś? –spytałem,
kiedy byłem już na górze.
-W twoim pokoju.
Trochę zdziwiła mnie
ta odpowiedź, no ale dobra.
Stanąłem jak wryty w
drzwiach, kiedy go zobaczyłem. Trzymał w ręku woreczek z resztką narkotyku i
patrzył na mnie wyczekująco.
-Powiesz mi, co to
jest, do jasnej cholery?
No i się wydało. I bardzo mnie to cieszy. Tom powinien go teraz zamknąć najlepiej w łazience bez okna i samemu przeprowadzić mu odwyk.
OdpowiedzUsuńOczywiście musiałaś skończyć w najciekawszym momencie, bo jakżeby inaczej, a mnie nie pozostaje nic innego jak teraz czekać na kolejny odcinek.
Trzymaj się i buziaczki :*
Dokładnie, bo jakżeby inaczej :)
UsuńOch...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twoje opowiadanie jednym tchem i jedyne co mam do powiedzenia to CHCĘ WIĘCEJ.
Twoja twórczość mnie urzekła, piszesz ładnie i składanie. Z tego co widzę z każdym rozdziałem coraz ciekawiej, czytając coraz bardziej się zatapiałam. Aż tu nagle... *JEB* I koniec, chyba w najgorszym momencie. Nie mogę się doczekać, aż coś dodasz...
Co do opowiadania... Bill jak mogłeś wcześniej nie powiedzieć o tym Tomowi?!
Bardzo się ucieszyłam gdy Tom w końcu się dowiedział o problemie Billa. Teraz tylko muszą jakoś razem przez to przejść i będzie dobrze (mam nadzieję).
Pozostało mi czekać na następny rozdział i życzyć ci weny :-D
Przepraszam najmocniej, że odpisuję sporo po czasie, ale umknęło mi powiadomienie o komentarzu.
UsuńDziękuję pięknie za miłe słowa, które są ogromną motywacją do dalszego pisania i przy okazji bardzo poprawiły mi humor. Co do opowiadania to chyba nie muszę już odpisywać, gdyż kolejna część już się zdążyła pojawić:)Pozdrawiam